Wiosna po wiedeńsku – recenzja 18

Wiosna po wiedeńsku – Katarzyna Targosz

„Wiosna po wiedeńsku” to udane połączenie kryminału z powieścią obyczajową. Dawno już nie trafiłam na taki miks. Dodatkowo liczyłam na sporą dawkę informacji o Wiedniu, ponieważ właśnie tam autorka osadziła akcję tego utworu i nie zawiodłam się. Katarzyna Targosz sprytnie wplotła wiele ciekawostek o stolicy Austrii. Mimo że tam już byłam pragnę pojechać tam ponownie. Zazdroszczę każdemu, kto mieszka tam na stałe i może codziennie przechadzać się ulicami pamiętającymi ważne zdarzenia historyczne… Rozmarzyłam się…

Wracając do meritum. Chciałabym pochwalić autorkę za to, że stworzyła tu bardzo ciekawe, oryginalne postaci. Każda z nich została wyposażona w co najmniej jedną cechę, która mocno zapada w pamięć. Poczynając od wyglądu zewnętrznego poprzez ubiór, skłonności seksualne kończąc na talentach. Tak. Nie da się ukryć, że bohaterowie tworzą rzadko spotykaną grupę indywidualistów. Ucieszył mnie także fakt, że odnalazłam tu rozbudowany wątek kryminalny. Jednak co trup to jednak trup. Tutaj dodatkowo główna bohaterka – Katarina – zostaje zamieszana w morderstwo. Takie historie to lubię. Od razu książka skojarzyła mi się z powieściami pisanymi przez już nieżyjącą Joannę Chmielewską. Nie tylko perypetie tu opisane były podobnie zabawne a zarazem niebezpieczne co i styl Katarzyny Targosz, charakteryzujący się dużą dawką humoru przypomniał mi takie lektury jak „Całe zdanie nieboszczyka” czy „Boczne drogi”.
Bardzo ważny z mojego punktu widzenia jest fakt, że stworzona tu intryga nie okazała się łatwa. Powiem nawet, że nie spodziewałam się, że będzie tak złożona. Oprócz mafii zza wschodniej granicy spotkałam tu również tajemniczego obcokrajowca. Przyznam się, że autorce udało się kilka razy wyprowadzić mnie w pole w kwestii podejrzanych. Już myślałam, że wiem kto jest kim, a tu raptem nagle okazywało się, że pisarka sobie ze mnie zakpiła. Oczywiście zaliczam to na wielki plus tej lektury. Przyznam się, że nie wiem co myśleć o wprowadzonych tu wątkach miłosnych. Z jednaj strony urozmaicają one akcję a jednocześnie spowalniają. W moim odczuciu autorka trochę za dużo poświęciła im miejsca, jednocześnie spychając wątek kryminalny na dalszy plan. Jak wcześniej już wspomniałam odnalazłam tu dość dużo fragmentów o Wiedniu. One także nie przyspieszały akcji jednak gdyby ich tu zabrakło książka byłaby niepełna. Miło było znów zawitać do tego miasta. Szkoda, że tylko w wyobraźni. Tak wiele jeszcze miejsc zostało do zobaczenia…
„Wiosnę po wiedeńsku” czyta się szybko. Początek może wydać się niektórym mniej interesujący, ale warto przez niego przebrnąć. Język utworu nie jest wyszukany, niekiedy sprawia wrażenie wręcz potocznego. Nie spotkamy tu górnolotnych fraz. Wydaje mi się, że także duża ilość dialogów przyspiesza nieco czytanie. A może to tylko moje odczucie. Przyznam się, że nie przepadam za długimi opisami podobnymi do tych, które odnajdziemy w „Nad Niemnem”Elizy Orzeszkowej. Na szczęście Katarzyna Targosz oszczędziła mi tego niezbyt miłego elementu. I bardzo się z tego faktu cieszę. Na zakończenie pragnę podkreślić, że to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej autorki. I trzeba przyznać, że udane. Gdy kiedyś trafię na jej inny utwór to z pewnością przeczytam…

Dodaj komentarz